Malawi czesc 1 - THE WARM HEART OF AFRICA
18.05.2009 35 °C
Malawi nie bylo w planie. Malawi pojawilo sie spontanicznie, za namowa znajomych, za slowami zachwytu wielu podroznikow, dzieki oszczedzaniu na dotychczasowej trasie. Ach marzenia gnaly mnie az do Cape Town, zapalu i energii nie brakowalo na tak dluga droge, ale pieniedzy mogloby zabraknac, bo podrozowanie w dobie wielkiego kryzysu nie jest rzecza latwa, a do tego i kosztowna.
No to Malawi na pocieszenie i wschodnioafrykanski deser. Postanowione, zatwierdzone. Siedze w ambasadzie Malawi w Dar es Salaam i ocieram pot z czola. Upal panuje nieslychany, a wilgoc od oceanicznego sasiedztwa ledwo da sie w ogole zniesc. Pot doslownie zalewa oczy. Siedze w ambasadzie Malawi juz ponad godzine. Paszport na stole, bilet na lot z Lilongwe do Ghany i formularzy sterta skrzetnie wypelniona. Ale moja aplikacja utknela w miejscu, bo konsul zaczal sie zwierzac z dawna popelnionych bledow, zgryzot, tesknot i wyrzutow sumienia. Zwierzenia trwaja juz druga godzine.
- Mialem kiedys narzeczona, biala o blond wlosach i niebieskich oczach. Piekna jak ty! – i dalej ciagnie w ten desen – Ale trudne wtedy byly czasy i kazdy, kto w Malawi probowal ozenic sie z biala kobieta zaraz podejrzewany byl o szpiegostwo i bacznie byl obserwoany. Poddalem sie i zerwalem zareczyny. Zlamalem jej serce, wiem ze nigdy mi nie wybaczyla. Gdy patrze na ciebie, ja widze, bo tak mi ja przypominasz. Wracaja do mnie dawne wspomnienia, wracaja jak bumerang.
No i masz ci! Kto by sie spodziewal takich historii w ambasadzie. Cala drze na mysl, ze zaraz bedzie sie chcial ze mna na kolacje umawiac, albo co. No i jak ja wybrne z takiej sytuacji? Jak powiedziec zgrabnie „nie” i go nie urazic, bo przeciez wize musze dostac. A ta chociaz kosztuje 100USD i Bog raczy wiedziec dlaczego obowiazuje tylko Polakow Szwajcarow i Pakistanczykow, to w holu ambasady wielkimi lierami straszy napis, ze malawijskim oficjelom przysluguje prawo odmowy wydania wizy i to bez podania przyczyn.
- A ty dlaczego podrozujesz sama? Nie masz chlopaka?
- Nie mam.
- Jak to mozliwe? Taka piekna kobieta jak ty? Ale mialas?
- Mialam.
- Rozczarowal ci?
- Tak rozczarowal.- przytakuje by czym predzej zakonczyc rozmowe, ale w tym momencie konsul wpada w zadume i filozoficzna refleksje nad zawiloscia ludzkich losow i niemoznoscia bycia szczesliwym. Usmecha sie przy tym do mnie jakos tak inaczej niz wskazywalaby zwykla ludzka uprzejmosc. Koniec! Najlepsza obrona jest ponoc atak przejmuje wiec ster rozmowy w swoje rece , by zakonczyc ja czym predzej.
- Ale mi jest bardzo dobrze samej i fajnie sie samotnie podrozuje! Spotykam mnostwo ciekawych ludzi, jak chociaz ten bardzo sympatyczny Niemiec, z ktorym dzis plyne na Zanzibar.
Klamstwo wierutne bo chociaz sympatycznego Niemca faktycznie poznalam to na Zanzibar sie nie wybieram, bo za drogo, za turystycznie i zbyt plazowo – slowem nie moje klimaty. Najwazniejsze jednak, ze cel osiagniety. Rozmowa schodzi na oficjalne tory i w koncu po 1.5 godz. Wychodze z ambasady, a portierzy winszuja mi rekordu. – No tak dlugo to tam jeszcze zaden wizowy petent nie siedzial – smieja sie i puszczaja oczko.
Zmykam po toblki do hotelu i dalej na kilka dni do Bagamoyo, bo na wyrobienie malaijskiej wizy trzeba niestety poczekac. W zapchanym do granic daladala (tak w Tanzanii zwa minibusy) wyciagam folder turystyczny, ktory dostalam od mojego pelnego zgryzot malawijskiego konsula. Na okladce wielkimi klorowmi literami wymalowany tytul – WELCOME TO MALAWI THE WARM HEART OF AFRICA.